Coś się komuś tutaj pomyliło [OPINIA]
Nowe honorowe obywatelstwo nadano jeszcze w zeszłym roku, ale sprawa na chwilę odżyła dzięki drugiej części ostatniej sesji rady miejskiej, która de facto była uroczystością nie samorządową, a parafialną.
Po tym, jak radni klubu „Pasłęczanie” i jeden spoza klubu przegłosowali nadanie honorowego obywatelstwa księdzu, stanowisko zajął „Kurier Pasłęcki” (nr 12, 2016 r.). Redakcja podeszła do tematu krytycznie. Zadała pytanie, czy postawa i praca byłego proboszcza rzymskokatolickiej parafii bł J. Matulewicza dały podstawy do przyznania mu tytułu Honorowego Obywatela Pasłęka. Przypomniała, że od lat część wiernych, delikatnie ujmując, uwierały „cenniki” w kancelarii parafialnej, nie wszystkim odpowiadały wybudowanie za ich ofiarę (datki, pieniądze, daninę – jak zwał, tak zwał) okazałej plebanii i relatywnie skromniejszej pod względem kubatury i metrażu świątyni, oraz inne nienazwane wprost zaszłości lub tylko przypuszczenia. Znamienne, że większość argumentów “Kuriera” kręciło się wokół spraw ściśle parafialnych, poparto je nawet mocnym cytatem z papieża Franciszka. Ulica rozprawiała o nadaniu cichaczem, w niewielkich grupkach. Ktoś się z tym nie godził i mówił o tym znajomym, były sceptyczne i ostre komentarze w sieci. Ale jakoś nikt nie zaznaczył wyraźnie i oficjalnie, że zasługi lub ich brak dla jednej jedynej parafii, to zupełnie inna para kaloszy, niż trwałe zasługi lub ich brak dla całego miasta i gminy, które, co najważniejsze, nie są żadnym wyznaniowym monolitem.
Jeśli rada parafialna chciała uhonorować swojego byłego proboszcza, to mogła to zrobić w ramach parafii – uroczystością, fetą, tabliczką. Nie umniejszyło by to honorowanemu, nie uszczknęło by nic z szacunku, jakim darzy go jakaś część byłych parafian (że nie wszyscy, to już wiemy). Stało się inaczej, złożono wniosek o honorowe obywatelstwo do Rady Miejskiej, 10. radnych go klepnęło. Czy to przypadkiem nie narobiło szkody? Nie naraża samorządu zupełnie niepotrzebnie na śmieszność?
Druga część sesji RM zmieniła się w uroczystość wspólnoty parafialnej. Przytaczane w Sali Rycerskiej w czasie uroczystego wręczenia Honorowego Obywatelstwa argumenty „za” dotyczyły spraw ściśle parafialnych, których waga lub jej brak dotyczy tylko parafian albo ogólnie wiernych, w kontekście samorządowym były zwyczajnie naciągane, albo nieadekwatne. Argumenty z pisemnego uzasadnienia:
– organizacja parafii, budowa kościoła;
– „ofiarna praca, otwartość na problemy bliźniego oraz dbałość o codzienne życie wspólnoty parafialnej”;
– „otwartość na problemy innych narodowości i religii, tworzenie warunków do dialogu opartego na tolerancji, wzajemnym zrozumieniu i przyjaźni” [tylko ten punkt subtelnie łączy się ze zgrzycikiem na sesji – dwa razy, dwie różne osoby podkreśliły z dumą, że kościół bł Matulewicza, to „pierwszy polski kościół na tych terenach”. Mówcom zapewne chodziło o pierwszeństwo i „polskość” budynku, co i tak jest dyskusyjne; zaangażowanym lub nie katolikom raczej nie trzeba wyjaśniać, że kościół oznacza wspólnotę w wierze, bez podziałów; w tym znaczeniu kościół nie jest polski, chiński, niemiecki czy syryjski];
– prowadzone w przeszłości przy parafii świetlica i kuchnia dla ubogich;
– sprawowanie funkcji rzymskokatolickiego kapelana lokalnych OSP (przez 3 lata);
– wspieranie parafialnego chóru (za co na wniosek Urzędu Gminy w Pasłęku ksiądz został odznaczony przez MKiDzN odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”).
Na koniec: Parafia bł. Jerzego Matulewicza oraz pasłęcka społeczność [sic!] otrzymała wyjątkowy dar, tj. wspaniałego duszpasterza i zarządcę parafii, którego ślady pracy duszpasterskiej dostrzegamy wokół siebie oraz tkwią głęboko w naszych sercach. (Całe uzasadnienie na paslek.pl).
Nawet jeśli się uprzeć i przyjąć w teorii, że cała parafia była zgodna co do wniosku, to ktoś, kto pisał to uzasadnienie, nie powściągnął zapędów i zamiast poprzestać na parafialnej wspólnocie, na upartego wpasował młotkiem w ramkę tekstu całą pasłęcką społeczność. To trąci grubą arogancją. Język aż świerzbi, żeby zapytać: „jakie to konkretnie ślady i w czyich konkretnie sercach?”. I czy ludzie spoza parafii, wierzący, niewierzący, naprawdę gremialnie uważają, że otrzymali jakiś dar?
Jak reagować na stwierdzenie, a raczej “kwiatek“ (który naprawdę padł w Sali Rycerskiej!), że dzięki proboszczowi powstały chodniki i oświetlone przejścia dla pieszych? To w najlepszym razie mylenie przyczyny ze skutkiem. Nie tylko chodniki, ale i ten konkretny kościół powstały tam, gdzie powstały, bo tam wybudowano osiedla z płyty, w zasadzie małą dzielnicę. Chodniki były potrzebne, bo tam mieszkają ludzie i nieważne gdzie ci ludzie się nimi poruszają. Czy do kościoła, czy do dyskontu, czy nad Jeziorko, czy wracają nimi z pracy, idą na spacer, czy na zakupy. Taka była potrzeba. Chyba że faktycznie chodnik, oświetlone przejścia dla pieszych, jakakolwiek infrastruktura między ulicami Kopernika i Ogrodową powstały tylko i wyłącznie, bo ksiądz tak chciał. To by zakrawało na kpinę. Z ludzi i z samorządu. Takie rzeczy po prostu drażnią.
Siłą rzeczy nasuwają się porównania do innych rezydujących w Pasłęku kapłanów, nie tylko rzymskokatolickich, którzy za jakiś czas powinni być nagrodzeni. Za to, co wykracza poza ich parafialne obowiązki. Za aktywną opiekę nad zabytkami, organizację lub włączanie się w wydarzenia kulturalne, podczas których nie ma znaczenia kto jakiego jest wyznania lub nie jest ono podkreślane bez potrzeby.
Szkoda, że „Honorowe Obywatelstwo” w tym mieście zbyt często jest źródłem podziałów.
Na tę dziwną sytuację, w której profanum przesadza z podczepianiem się pod sacrum jednej tylko opcji pracowaliśmy sobie od jakiegoś czasu. Wystarczy przejrzeć oficjalne programy lokalnych imprez, uroczystości szkolnych. Rozpoczęcie roku szkolnego? – rzymskokatolicka msza. Święto Odzyskania Niepodległości? – rzymskokatolicka msza. Jubileusz miasta? – wiadomo co, plus powierzanie w imieniu mieszkańców przez burmistrza miasta Bogu, ale nie na mszy w kościele tylko całkiem oficjalnie w przemowie podczas imprezy. Jubileusz szkoły? – rzymskokatolicka msza. To symboliczne odsuwanie, raczej niezamierzone (ale co z tego?) tych wszystkich, którzy należą do innych wspólnot, albo nie należą i wcale nie wierzą, a jest ich nie mało. Wprzęganie religii w instytucjonalny porządek, wprasowywanie jej weń na siłę, jakby była jego obowiązkową częścią, i siłą rzeczy hipokryzja – trudno uwierzyć, że wszyscy zaangażowani w udawanie, że wszystko jest cacy, są gorliwymi wiernymi.
Radnych klepiących sporne uchwały można zrozumieć, co z tego, że w diecezji elbląskiej we mszach uczestniczy zaledwie niecałe 30 % dominicantes (dane ISKK za 2014 rok) – czyli mających obowiązek uczestnictwa we mszy, figurujących w kościelnych księgach (nie 30 % mieszkańców tych terenów i nawet nie 30 % katolików) – starsze osoby związane z kościołem, to sumienni wyborcy, lepiej im się przypodobać. Co innego statystyczni 20-, 30- i 40-latkowie, ci tłumnie do kościołów i do urn nie biegają.
Co tam Pasłęk. Przykład idzie z góry. Niby jeszcze żyjemy w państwie, którego konstytucja zakłada neutralność światopoglądową. W ubiegłym tygodniu sejmowa komisja kultury (!) podjęła uchwałę w sprawie objawień fatimskich (!). Zanim do tego doszło część posłów przedstawiała swoje uwagi. Np. Piotr Marzec trzeźwo zauważył, że uchwała dotyczy religii, a nie państwa. Z kolei Wojciech Król dopytywał (tak to cytowały media): Chodzi mi o zdanie, które pojawia się w uzasadnieniu: “mając na względzie obecną sytuację geopolityczną Polski, przesłanie fatimskie nabiera dla naszej ojczyzny szczególnego znaczenia”. Mam pytanie – jakiego szczególnego znaczenia i ze względu na jaką sytuację geopolityczną? Odpowiedzi się nie doczekał, bo przewodnicząca komisji Elżbieta Kruk odparowała: To trzeba się zapoznać z objawieniem.
Tak właśnie delikatne sprawy wiary, ważne dla niektórych, inni ślepym uporem zmieniają w śmiesznostki.
wr